niedziela, 8 maja 2011

To nie będzie bolało… - „PIXY” by Max Andersson

Wydaje mi się, że rok 2005 był jednym z przełomowych momentów w historii komiksu w Polsce. Na pewno nie wszyscy się ze mną zgodzą, ale jest kilka rzeczy, które sprawiają , że trudno przejść koło tej daty zupełnie obojętnie. Po pierwsze wystartowały wtedy dwa nowe wydawnictwa – Timof i Cisi Wspólnicy oraz Taurus Media, które mimo skromnych początków, mają obecnie jedne z najciekawszych ofert na rynku. Po drugie Kultura Gniewu wydała 2 komiksy, o których nikt w naszym kraju nie słyszał i na które nikt nie czekał – „Pixy” Maxa Anderssona oraz „Deszcz” Villego Ranta. W ten ryzykowny sposób zasygnalizowała kierunek, w jakim będzie podążać-  kierunek, który sprawił, że jest to obecnie najważniejsze wydawnictwo komiksowe w Polsce.

Pixy to płód zamieszkujący krainę zmarłych (tak, jest martwy). Razem z innymi płodami żłopie wódę, jeździ na motorze, podrywa dziewczyny (też płody i też martwe), a w wolnych chwilach bawi się bazooką.
Mniej szczęśliwe życie wiodą jego niedoszli rodzice: Alka Seltzer i Angina Pectoris. Zmuszeni do opuszczenia swojej klatki schodowej, z powodu infekcji grafitii, zajmują mieszkanie przypadkowo poznanej „ulepszonej wersji człowieka”, który na ich oczach umiera. Zgodnie z instrukcją znalezioną na opakowaniu mleka oddają jego ciało do skupu, otrzymując w zamian kombinezony antykoncepcyjne, kupon na zakupy w H&M i pracę dla Alki w państwowej hodowli pieniędzy. Sprawę komplikuje  Pixy, który przypomina sobie o mamie i zmusza ją do ciągłego opowiadania  bajek (w tym przypadku należy przyjąć, że Dostojewski to literatura dziecięca). Doprowadzona do skrajnego wyczerpania Angina wysyła Alkę do krainy zmarłych, by odnalazł i zabił ich niedoszłe dziecko.

Jeśli uważasz, że to trochę zbyt drastyczne to od razu zrezygnuj z sięgania po ten komiks. To dopiero początek, a im dalej tym gorzej. Andersson tworzy kuriozalny świat, rządzący się swoimi własnymi prawami, zaludnia go równie dziwnymi postaciami i obserwuje co z tego wyjdzie. Oglądamy więc martwe domy - ludojady, handlarzy czasem, sztuczne ciała, które zamieniają się po śmierci w meble, składane w ofierze telewizory, nieśmiertelne, mordercze płody, zstępujące z nieba budki z hot dogami i wiele innych. Akcja toczy się szybko, trup ściele się gęsto a wszystko robi się coraz dziwniejsze i bardziej groteskowe. 




Charakterystyczna atmosfera komiksu nie jest jedynie zasługą zakręconej fabuły. Ilustracje są równie dziwaczne, co sama historia. Utrzymane w czerni i bieli potęgują wrażenie groteskowego koszmaru.  Nie mają zbyt wiele wspólnego z estetyczną oprawą  współczesnych komiksów mainstreamowych, kojarzą się raczej z undergroundem końca ubiegłego stulecia (dalej nie mogę się przyzwyczaić, że mamy już kolejne). Andersson  posiada własny, charakterystyczny styl, którego nie sposób pomylić z niczym innym. Można narzekać na brzydkie i odrzucające ilustracje, ale trudno posądzić autora o niedbałość, czy brak techniki, wydaje się raczej, że celowo korzysta z takiej, a nie innej estetyki.
O Maxie Anderssonie wiadomo niewiele. Jest szwedem, robi dziwne komiksy i czasem też filmy, lubi Bałkany i lalki z mięsa. W Polsce oprócz „Pixy’ego” wydany został jeszcze „Pan Śmierć i Dziewczyna”. KG planuje wydać też album „Bośniacki płaski pies” stworzony we współpracy z Larsem Sjunnesson’em, niestety trwa to już tak długo, że wielu straciło nadzieje.




Komiks Anderssona drażni brzydkimi ilustracjami, absurdalnością i nieprzewidywalnością, zyskując tyle samo przeciwników, co zwolenników. Ci pierwsi narzekają na dziwaczność, nieprzyjemną atmosferę koszmaru, przemoc, wulgaryzmy i makabryczny humor. Tym drugim to wszystko po prostu nie przeszkadza.
To, co mnie urzekło to śmiałość, z jaką autor używa swojej wyobraźni. Bez oglądania się na poprawność polityczną czy konwenanse, proponuje czytelnikowi bezpardonową jazdę bez trzymanki. Nie cofa się przed niczym by uczynić swą historię tak makabryczną i szaloną jak to tylko możliwe, wyśmienicie się przy tym bawiąc. Może ten komiks nie porusza trudnych, społecznych tematów, ani nie próbuje też zmienić czyjegoś życia na lepsze, ale niewątpliwie jest oryginalną i świetnie opowiedzianą historią.  A takich trochę brakuje we współczesnym komiksie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz