Darren Arnofsky jest znany jako reżyser filmowy. Jego obrazy „Pi” i „Requem for a dream” zdobyły uznanie krytyków, a przez widzów zostały uznane za kultowe. W 2002 roku prace nad jego kolejnym filmem napotkały szereg trudności, które doprowadziły do zawieszenia projektu. By uratować scenariusz Arnofsky podpisał kontrakt z nowojorskim wydawnictwem Vertigo. Film, który w końcu udało się wyprodukować wywołał skrajne emocje wśród odbiorców, komiks został zaś niemal zupełnie zapomniany.
Vertigo jest jednym z najciekawszych amerykańskich wydawnictw. Zostało powołane do życia na początku lat dziewięćdziesiątych przez DC Comics, by przy jego pomocy wydawać ambitniejsze pozycje kierowane do dorosłych czytelników (nie do końca pasujące do sztandarowej oferty DC). Do tej pory pod szyldem Vertigo ukazało się kilkaset komiksów, między innymi kilka takich serii, jak: „Sandman”, „Preacher”, „Fables”, „Lucifer”, „Hellblazer”, „Y: The Last Man”, „100 Bullets” czy pojedynczych albumów, jak: „V For Vendetta”, „Arkham Asylium”, „The Filth”, „Mr. Punch”, z których spora część została wydana również w Polsce. Komiksy tego wydawnictwa są jednymi z najczęściej nagradzanych, obecnie nadal produkowana seria „Fables” otrzymała już czternaście nagród Eisnera.
Wydawać by się mogło, że sposób w jaki Arnofsky opowiada swoją historię jest chaotyczny i niezrozumiały. Dzieli ją bowiem na trzy osobne warstwy, które następnie rozbija jeszcze na mniejsze części. Z poszczególnych momentów, zdarzeń i sytuacji układa coś na kształt skomplikowanej mozaiki. Taka struktura nie jest przyjazna dla odbiorcy, jednak gdy spojrzymy na całość już po skończeniu lektury, wydaje się mieć dużo więcej sensu.
I. W XVI wieku On jest konkwistadorem, poszukującym w Ameryce Południowej Drzewa Życia, będącego jedynym ratunkiem dla ogarniętej wojną ojczyzny, Ona jest królową Hiszpanii, zakochaną ze wzajemnością w swym rycerzu.
II. W XX wieku On jest neurochirurgiem opętanym chęcią znalezienia lekarstwa na raka, Ona jest jego śmiertelnie chorą żoną.
III. W XXV wieku On przemierza kosmos w czymś przypominającym bańkę mydlaną z olbrzymim drzewem w środku, Ona jest zjawą towarzyszącą mu w podróży.
Dzięki tej konstrukcji historia nabiera bardziej uniwersalnego charakteru. Bez względu na czas i miejsce uczucia, pragnienia i wątpliwości bohaterów są niezmienne. Sam wątek miłosny, mimo że stanowi rdzeń opowieści w pewnym momencie schodzi na dalszy plan, robiąc miejsce dla kwestii bardziej filozoficznych.
Kent Williams na co dzień nie rysuje komiksów, jest pełnoetatowym malarzem i to nawet jednym z tych, którzy sprzedają swoje obrazy za spore pieniądze. Oprócz The Fountain, współtworzył „Blood a tale” i „Tell me, dark”, wykonał też kilka okładek dla serii Hellblazer (wszystkie wydane przez Vertigo).
O tym albumie mogę bez wachnia powiedzieć, że to jeden z najlepszych graficznie komiksów, jakie miałem w rękach. Większa jego część, rysowana tuszem, utrzymana jest w jednolitej szaro-niebiesko-zielonej kolorystyce, a reszta została namalowana. Williams posiada charakterystyczny dla siebie sposób przedstawiania postaci ludzkich, który doskonale współgra z konceptem komiksu, w którym ciało ludzkie jest tu istotnym elementem. Dopracowany, bardzo spójny, a momentami wręcz widowiskowy, powinien zachwycić nie tylko znawców komiksów.
„The Fountain” nie jest kolejnym komiksowym romansidłem, ładnie ubraną i zgrabnie opowiedzianą papką. Sięga daleko poza to, co zazwyczaj znajdujemy w komiksach, nawet tych określanych przez krytyków jako te z „górnej półki”.
Związek dwojga ludzi rozciągnięty w czasie i przestrzeni staje się punktem wyjścia dla rozważań na temat człowieczeństwa, poświęcenia, życia, a przede wszystkim jego kresu. Autorom nie wpadając w banał udaje się dotknąć szeregu tematów, które niechętnie są poruszane w sztuce współczesnej. Samo w sobie jest to już nie lada sukcesem.
Ten komiks jest czymś w rodzaju „Romea i Juli” XXI wieku, jest romans, są ostre narzędzia do robienia krzywdy i cała ta sprawa z umieraniem… No dobrze… ten komiks w ogóle nie jest jak „Romeo i Julia” ale to niezły tytuł, prawda? Zdecydowanie polecam!